piątek, 25 września 2020

Moje sposoby na oszczędzanie

Mieliście kiedyś tak, że tak bardzo czegoś chcieliście, że byliście gotowi dużo poświęcić, aby to osiągnąć? Ja tak miałam. W marcu tego roku wróciłam z Londynu, gdzie wynajmowałam pokój z narzeczonym i pracowałam. Była to dla mnie duża lekcja życia - spędziłam tam prawie 4 lata, które były jak dotąd najbardziej pouczającymi latami w moim życiu. Pomijam już fakt obcowania z różnymi kulturami czy nauki języka - nauczyłam się tam przede wszystkim życia i zarządzania pieniędzmi. Trzeba było samemu opłacić pokój, kupić jedzenie, bilety i jeszcze do tego postawiliśmy sobie duże cele - organizacja wesela na 180 osób i w tym samym czasie wykańczanie domu. Jednocześnie musieliśmy zaoszczędzić na dwa duże wydatki. Chcieliśmy wyjść do ślubu już ze wspólnego domu, więc mieliśmy motywację, aby zdążyć go wykończyć do wesela. Musiałam wtedy bardzo zacisnąć pasa i żyłam przez 2 lata tylko tymi dwoma rzeczami. Wyrobiłam sobie kilka nawyków, które pomogły mi zaoszczędzić dużo pieniędzy i o nich chcę dziś napisać. 


Ogranicz zakupy ubraniowe 

 


Ja tak robiłam i na tym chyba najwięcej zaoszczędziłam. Przestałam kupować to co modne i fajne, chodziłam w tym co mam. Oczywiście gdy czegoś potrzebowałam to kupowałam tą rzecz, ale nie na zasadzie, że kupuję rzeczy bo są ładne i chce je mieć dla przyjemności. O dziwo okazało się, że zaczęłam odkrywać w mojej szafie ciuchy jeszcze z liceum, np. koszule i komponować je do biurowych stylizacji. Tak samo swetry czy bluzy, które leżały gdzieś na dnie szafy kilka lat nagle dostały nowego życia, a ja cieszyłam się, że ubieram coś "nowego" w czym nikt mnie jeszcze nie widział nie wydając ani grosza. Nie powiem - był to trudny czas, bo jestem osobą, która lubi zakupy, ale wiedziałam wtedy, że poświęcam się w jakimś celu i gdy go osiągnę będę dumna. Wkręciłam się wtedy w idee minimalizmu, przestałam obserwować konta promujące zakupy w mediach społecznościowych na rzecz kont o minimalizmie i to mi pomagało.  


Planuj posiłki 

 


Często zdarzało się nam ugotować za dużo i potem gdy nikt nie miał już na to ochoty to resztki jedzenia lądowały w koszu. Uświadomiłam sobie, że to przecież tak jakbym wyrzucała do śmieci pieniądze, za które kupiłam to jedzenie. Nawet jeśli dziennie są to drobne kwoty to po czasie uzbiera się z tego pewna suma. Zaczęliśmy gotować z głową - gotowaliśmy codziennie lub co drugi dzień. Jeśli zostało dużo - jedliśmy następnego dnia jako obiad, jeśli mniej to jedno z nas brało to do pracy. Dobrym pomysłem są sałatki lub wszelkiego rodzaju makarony - te potrawy świetnie sprawdzają się potem jako lunch w pracy. 


Kupuj kosmetyki tylko wtedy gdy wykończysz poprzednie 

 


Jeśli chodzi o kolorówkę to przez 2 lata kupiłam bardzo mało - cienie czy pudry w kamieniu to rzeczy, które starczają na długo i zwykle kupujemy je dlatego, że poprzednie nam się znudziły czy chcemy wypróbować coś nowego, a nie dlatego że się kończą. Kupowałam tylko to co mi się skończyło, np. tusz do rzęs czy kredkę do brwi - wychodziłam z drogerii tylko z rzeczą, po którą poszłam. Tak samo robiłam z pielęgnacją - gdy skończył mi się balsam to kupowałam nowy, ale nie miałam całej półki kosmetyków do wyboru do koloru. To wymaga dyscypliny, ale po czasie wchodzi w nawyk i wchodząc do sklepu kosmetycznego nawet nie spoglądałam na inne półki niż te, które miałam w zamiarze. 

 

Wypatruj promocji 

 


Zawsze gdy szłam do galerii handlowej zerkałam na wieszaki z promocjami. Wcześniej nigdy tego nie robiłam, bo byłam zdania, że i tak nic tam nie znajdę, a to wcale nie prawda. Zwracając uwagę na promocje można wyhaczyć fajne rzeczy taniej. Dobrym sposobem na zaoszczędzenie jest też kupowanie podczas letnich i zimowych wyprzedaży. Kiedyś udało mi się kupić w lecie super jakości swetry na zimę za grosze. Warto oczywiście przy tym zachować rozsądek i nadal mieć w głowie to czy dana rzecz na pewno jest nam potrzebna, a nie kupować tylko dlatego, że jest na promocji. 

 Gotuj w domu


 

W Anglii bardzo modne są tzw. coffee shopy, czyli po prostu kawiarnie, gdzie ludzie wpadają w pędzie rano po kawę na wynos i kanapkę. Kosztuje to nie wiele w porównaniu do zarobków, więc kuszące było zaopatrywanie się w pyszną kawusię przed pracą. Rezygnowałam jednak z tego na rzecz kawy w domu. Pozwalaliśmy sobie jednak na wyjścia do kawiarni w weekendy. Było to coś na co zawsze czekałam, lubiłam klimat tych miejsc. Mogliśmy wtedy wyrwać się z naszego pokoju, porozmawiać w spokoju przy kawie i ciastku. To był taki nasz rytuał. Jeśli chcesz zaoszczędzić, a lubisz wyjścia do kawiarni czy restauracji ustal sobie limit, tak aby za często tego nie robić. Pozwalaj sobie np.  na wyjście do restauracji raz w miesiącu, a resztę czasu gotuj w domu - to o wiele tańsze rozwiązanie. 

To chyba wszystkie sposoby jakie stosowałam. Gdybym pozwalała sobie wtedy na wszystko na co miałam ochotę może byłabym szczęśliwsza w tamtych momentach, ale nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Myślę, że czasem w życiu warto postawić sobie cel i do niego dążyć. Satysfakcja po jego osiągnięciu jest ogromna. Teraz już odpuściłam sobie z oszczędzaniem, bo wiem że osiągnęłam już to co chciałam i potrzebuję odpoczynku, mam ochotę pokorzystać z życia. Taka pauza też jest potrzebna. Równowaga w życiu musi być.


Może tym wpisem zainspiruje kogoś do rozsądniejszego wydawania pieniędzy i oszczędzania na marzenia. Jakie są wasze doświadczenia w tej kwestii, lubicie oszczędzać czy może wydajecie lekką ręką? :) 


poniedziałek, 21 września 2020

Moja naturalna poranna pielęgnacja

Jakiś czas temu pokazywałam moją wieczorną pielęgnację, teraz przyszedł czas na kosmetyki, których używam rano. Najważniejsze dla mnie są składy, zawsze przed zakupem dokładnie sprawdzam skład i opinie na grupach o kosmetykach naturalnych. Na facebooku jest wiele takich grup - można je łatwo wyszukać wpisując w lupkę na facebooku frazę kosmetyki naturalne. Dziewczyny tam naprawdę znają się na rzeczy. Mnie takie grupy bardzo pomogły w wyborze takich produktów, które mi służą. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie zawsze naturalne znaczy świetne - sama kilka razy kupiłam krem  z super składem, który zrobił na mojej twarzy masakrę. Jednak myślę, że warto na to zwracać uwagę i po pewnym czasie stwierdzam, że im krótszy skład tym lepsze działanie. W końcu to co stworzyła natura nie ma sobie równych. 

Pierwsze co robię, to myję twarz pianką do mycia EcoLab. Jest to najbardziej delikatny produkt do mycia twarzy, jaki kiedykolwiek miałam. Jeśli ktoś ma wrażliwą cerę i nie chce uczucia ściągnięcia, które się ma po większości produktów myjących do twarzy, to polecam wypróbować piankę EcoLab. Ja mam wersję do cery suchej i wrażliwej, jest też oczyszczająca do cery problematycznej i odmładzająca. 



Pianka jest dosyć wydajna jak widać po opakowaniu, które jest już trochę wysłużone - mam ją już długo. Kosztuje 15 zł i ma bardzo dobry czysty skład. 


Po myciu czas na tonizację, jest to bardzo ważny krok. Bardzo polecane są hydrolaty - są to czyste esencje roślinne, które przywracają twarzy odpowiednie PH i przygotowują ją na kolejne etapy pielęgnacji. 




Aktualnie używam hydrolatu z melisy. Ma on działanie kojące, zmniejszające opuchliznę i zaczerwienienia, łagodzące podrażnienia i swędzenie skóry. Ma też spowalniać proces powstawania zmarszczek. Jest to naturalna woda z melisy otrzymywana w procesie destylacji łodyg, kwiatów oraz liści tej rośliny. Sprawdza mi się dobrze, może nie widzę jakichś spektakularnych efektów, ale jeśli chodzi o moją cerę, to gdy coś nie powoduje u mnie wysypu ani żadnych podskórnych krostek to już jestem zadowolona. 

Nigdy nie zapominam o kremie pod oczy. Moim ulubieńcem jest krem arganowy z Nacomi. 





Jest zamknięty w poręcznym szklanym słoiczku - jest to może mniej higieniczne niż tubka, ale mi nie przeszkadza. Łatwo się nabiera odpowiednią ilość produktu. Krem świetnie nawilża okolice pod oczami. Jest lepszy niż krem pod oczy z Vianka, który miałam do tej pory. 

Na resztę twarzy nakładam krem normalizujący marki Vianek z ekstraktem z kory wierzby. Na noc stawiam na mocne nawilżenie i odżywienie cery, natomiast na dzień nakładam krem, który jest mniej treściwy i lekko matowi skórę. 




Zawiera olej z pestek winogron, oliwę z oliwek i skwalan roślinny - składniki te zapewniają nawilżenie nie obciążając cery. Ekstrakt z kory wierzby ma działanie ściągające, dzięki czemu pomaga w redukcji zmian skórnych. 

Bardzo ważnym punktem codziennej pielęgnacji jest dla mnie ochrona przeciwsłoneczna. Podobno ma to ogromny wpływ na starzenie się skóry. Powinniśmy od młodości stosować krem z filtrem niezależnie od tego czy jest słoneczna czy pochmurna pogoda. Promienie UV przenikają nawet przez chmury i mają wpływ na naszą skórę. Przeczytałam kiedyś, że najlepszą metodą na dobry wygląd skóry wieku 50 lat jest SPF stosowany w wieku 25 lat i staram się do tego stosować. Za 25 lat zobaczę czy było warto ;) 




Wykańczam krem marki JASON - jest to bezzapachowy mineralny krem z filtrem SPF 30. Nakładam go na krem na dzień. Ma dobry skład - zawiera olej słonecznikowy, olej jojoba, olej z nasion winogron, ekstrakt z nagietka, aloes i masło shea, więc oprócz działania ochronnego także pielęgnuje skórę. Pozostawia niestety białą warstwę na twarzy, ale jest to umiarkowany efekt, który z łatwością ukrywam nakładając krem BB z Vianka. 




Jest to bardzo lekki krem, ale moja cera ostatnio nie potrzebuje dużego krycia. Plusem jest to że zawiera on SPF 15 - nie jest to wysoki filtr, ale zawsze jakaś dodatkowa ochrona. Ma też właściwości łagodzące dzięki alantoinie i nawilżające dzięki ekstraktowi z jeżówki purpurowej. Przypudrowuje go pudrem ryżowym i wygląda wtedy całkiem nieźle, daje naturalny efekt ujednoliconej cery. 

To już wszystkie kosmetyki, które towarzyszą mi w porannej rutynie. Nie ma u mnie miejsca na przypadkowe  kremy, wszystko co używam jest sprawdzone i mi służy. Jestem teraz zadowolona z wyglądu mojej twarzy i mam nadzieję, że już tak pozostanie ;) 

Dajcie znać czy znacie któryś z tych produktów :) 

wtorek, 15 września 2020

Wypad w Bieszczady - strój dnia

Czy Wam też czas leci tak szybko? Wrzesień dopiero się zaczął, a już mamy połowę tego pięknego miesiąca. W tym roku pogoda nas rozpieszcza. Na Podkarpaciu mamy piękne słońce i temperatury iście letnie, ale liście drzew zaczynają już zmieniać barwę, co bardzo lubię. Jeśli nic się nie popsuje to będziemy mieć złotą polską jesień, a dla mnie nie ma nic piękniejszego ;) 

W niedzielę chcąc skorzystać z ostatnich dni lata wybraliśmy się na wycieczkę objazdową w Bieszczady. Stwierdziliśmy, że pojeździmy trochę po Bieszczadzkich wioskach - jechaliśmy Małą pętlą bieszczadzką i Wielką pętlą bez wcześniej ustalonego szczegółowego planu. Pierwszym przystankiem były Lutowiska. 



Jest tam bardzo fajny punkt widokowy - duża polana na wzniesieniu skąd rozciąga się widok na góry. 




Kolejnym punktem wycieczki była Zagroda żubrów w Mucznem. Zagroda obejmuje powierzchnię 7 ha, można tam obserwować żubry w ich naturalnym środowisku. 







Miejsce jest bardzo ładne, teren jest porośnięty jodłami i świerkami, przez środek przepływa potok. Dla zwiedzających są zbudowane specjalne tarasy widokowe, z których można obserwować zwierzęta. 



Tego dnia założyłam sukienkę z motywem monstery - swoją drogą to mój ulubiony motyw we wnętrzach, mam też case na telefon w monstery - ten wzór ma coś w sobie, ożywia i dodaje świeżości. Do tego klasyczne adidasy, które są ostatnio najczęściej przeze mnie wybierane, bo pasują do wszystkiego i są fajnym dopełnieniem stylizacji - plus stawiam zawsze na wygodę. 



 





Sukienka - Medicine
Buty - Adidas 
Torebka - Reserved

Odwiedziliśmy także Polańczyk. Nigdy wcześniej tam nie byłam i miejsce mnie pozytywnie zaskoczyło - duża czysta plaża, pełno rowerków wodnych do wypożyczenia, możliwość rejsu statkiem i mnóstwo żaglówek. Jest to super miejsce na plażowanie, takie nasze Podkarpackie morze ;) W oddali widać Zaporę Solińską. 







Obiad zjedliśmy w karczmie Wilcza Jama, którą mogę z czystym sumieniem polecić. Restauracja specjalizuje się w daniach z dziczyzny - można zjeść pieczeń z dzika lub jelenia, gulasz z sarny bądź pierogi i wiele więcej. Dania są pyszne i można zjeść coś, czego nie jemy zwykle na co dzień. Panuje tam prawdziwie bieszczadzki klimat.  Dodatkowym plusem jest widok z tarasu restauracji, który uprzyjemnia pobyt tam ;) 









Cieszę się, że udało nam się wykorzystać jeszcze letnią pogodę na taką wycieczkę. Bieszczady mają swój dziki klimat, który warto poczuć i zobaczyć. Z jednej strony ta dzikość mnie przeraża i raczej nie chciałabym mieszkać na stałe w bieszczadzkiej wsi, ale fajnie jest pojechać i oderwać się trochę od codzienności na łonie natury. Na pewno jeszcze nie raz wybiorę się w te rejony - aż wstyd, że mieszkając na Podkarpaciu nie znam dobrze Bieszczad i dopiero teraz odwiedzam te zakątki. 

Kto z Was był w Bieszczadach? :) 

poniedziałek, 7 września 2020

Nasze wakacje w Turcji - Antalya

Dokładnie rok temu pakowałam się na wyjazd do Turcji. W tym roku nigdzie nie pojechaliśmy ze względu na utrudnienia spowodowane pandemią, ale znalazłam dużo zdjęć z zeszłorocznych wakacji i pomyślałam, że fajnie będzie pokazać je tu na blogu i stworzyć przewodnik po miejscach które odwiedziliśmy.



Nasz wyjazd był dosyć niskobudżetowy, nie szaleliśmy z wypasionym hotelem czy atrakcjami, ale dla mnie najważniejsze jest zobaczyć nowe miejsce, kraj, kulturę, zmienić otoczenie na chwilę. Byliśmy w 3-gwiazdkowym hotelu Golden Sun w miejscowości Beldibi niedaleko Antalyi. Hotel nie zachwycał standardem, ale za to był stamtąd przepiękny widok na góry Taurus. 

\


Jeśli chodzi o hotel to skusiła nas cena, nie chcieliśmy wtedy wydawać dużo na wakacje ze względu na inne wydatki takie jak remont domu w Polsce i nasze wesele, które miało się odbyć za niecały rok. Mieliśmy opcje all inclusive - jedzenie nie było zbyt dobre, a pokoje nie były sprzątane dokładnie, więc hotelu Golden Sun raczej nie polecam. 

Mimo to wakacje były udane - zwiedziliśmy między innymi przepiękne miasto Antalya - wykupiliśmy wycieczkę z przewodnikiem, co było super pomysłem, bo zobaczyliśmy dużo ciekawych zakątków, na które sami moglibyśmy nie natrafić. 



Pierwszym punktem wycieczki była kolejka linowa Tunektepe Teleferik.



Przyznam, że wyjazd na górę był dla mnie katorgą. Mój lęk wysokości nie pozwolił mi podziwiać widoków i nie mogłam przestać myśleć, że ten wagonik zaraz spadnie w przepaść. To było 
najdłuższe 6 minut w moim życiu, bo tyle trwał wyjazd, ale na pewno tego nie zapomnę i na górze już było lepiej. 




Widok z góry zachwycał, drugi raz strach nie pozwoliłby mi się tam dostać, dlatego cieszę się, że trochę nieświadomie się na to zdecydowałam i mogłam to zobaczyć. 

Następnie udaliśmy się już do Antalyi, gdzie mieliśmy zorganizowany spacer po starym mieście i porcie Marina. 






Nie mogło zabraknąć rejsu statkiem. 




Zostaliśmy też zabrani zobaczyć tzw. wodospad arbuzowy - Lower Duden Waterfalls. 





Zdjęcia z tego miejsca wiszą u mnie w sypialni i bardzo lubię do nich wracać - w Turcji zobaczyłam jak dotąd najpiękniejsze krajobrazy.


Wodospad otacza park, gdzie można kupić pamiątki i pospacerować w pięknej scenerii. Pomyślcie jaki piękny widok z okien mają ludzie mieszkający w tych blokach nad samym morzem :) 

Innego dnia wybraliśmy się zwiedzić Goynuk Kanyon. Kanion znajduje się w sąsiedniej miejscowości od tej, w której mieszkaliśmy. Wycieczka trwała prawie cały dzień, jest tam gdzie chodzić, upał dawał się we znaki, ale zdecydowanie było warto. 

Do Goynuk dojechaliśmy zwykłym kursowym autobusem. 







Cały dzień spacerowaliśmy pośród gór, drzew i jezior, które mają niesamowity zielony kolor. 



Na miejscu można odpocząć popijając turecką herbatę lub jedząc tureckie lody w kawiarence.









A w drodze z kanionu mieliśmy takie widoki.  











Oczywiście będąc w Turcji nie mogliśmy nie spróbować tureckiego kebaba, który swoją drogą - był podany zupełnie inaczej niż u nas. Dostaliśmy osobno podaną dużą ilość warzyw i co było zaskoczeniem - natkę pietruszki do przegryzania ;) 




Odwiedziliśmy też miasteczko Kemer. Jest tam mnóstwo sklepików, uroczy rynek i kawiarnia na wieży, z której podziwialiśmy piękne widoki. 








Powrót do wspomnień z zeszłego roku sprawił mi wielką frajdę. To kolejny dowód na to, że warto spełniać marzenia, bo wspomnienia zostają i w taki deszczowy dzień jak dziś miło jest do nich wrócić. Mam nadzieję, że niedługo cała ta sytuacja z wirusem minie i znów będziemy mogli podróżować bez stresu, marzy mi się jeszcze wiele zakątków świata ;)

Jeśli chodzi o Turcję to zachwyciły nas tamtejsze krajobrazy, jest tam wszystko: i góry i morze, ludzie są bardzo przyjaźni, klimat gorący, a ceny bardzo niskie w porównaniu do Majorki bądź  greckiego Korfu, gdzie byliśmy wcześniej.

Polecam Wam Turcję z całego serca, ja na pewno kiedyś jeszcze tam wrócę :)

Ktoś z Was był w Turcji? :)



Dziękuję, za wszystkie komentarze i obserwacje.
To dla mnie motywacja do dalszej pracy i rozwoju.
Odwiedzam wszystkie blogi, które zostawiły swój ślad.