piątek, 20 listopada 2020

Dlaczego nie chcę już nigdy mieszkać za granicą?

Witajcie! 

Do Polski wróciłam w marcu, po 3.5 roku pobytu w Londynie. Naszła mnie ostatnio myśl, że jest mi tu dobrze i za żadne skarby nie chciałabym już wrócić do tej "krainy mlekiem i miodem płynącej" - jak myśli wielu Polaków mieszkających w Polsce o Wielkiej Brytanii. Oczywiście wiem, że są ludzie, którzy ułożyli sobie tam życie i są szczęśliwi, nie można każdego wrzucać do jednego worka, ale ja najlepiej czuję się w swoim kraju i dziś chciałabym Wam opowiedzieć dlaczego ;) 


Jaki był pierwszy rok? 


Moja historia jest mam wrażenie trochę inna niż większość emigracyjnych opowieści. Z reguły ludzie mają tak, że początki są trudne, a z czasem coraz lepiej odnajdują się na obcej ziemi. U mnie było odwrotnie. 




Pierwszy rok wspominam super. Miałam wtedy 22 lata, był to 2016 rok. Zaraz po skończeniu licencjatu spakowałam z radością cały swój mały dobytek do jednego kartonowego pudła i przeniosłam go z pokoju w Rzeszowie do pokoju w Londynie. Moja ekscytacja była ogromna - czułam się dumna, że mam odwagę podjąć taką decyzję, wyjechać, zobaczyć nowy kraj, nauczyć się języka, czułam się taka światowa. Wszystko było nowe, inne. W wieku 22 lat nie ma się jeszcze dużych wymagań mieszkaniowych, większość moich znajomych nadal mieszkała w takich pokoikach w Polsce, bo poszli na magisterkę, więc nie czułam się w żadnym wypadku przez to źle, że mieszkam w słabych warunkach. Każdy tak wtedy miał w moim otoczeniu. Poznawałam wszystko przez pierwszy rok, podejmowałam się różnych prac i nawet jeśli były one ciężkie i mało płatne to się cieszyłam, bo nie potrzebowałam wtedy wiele. Każdy zarobiony w pralni czy fabryce grosz wydawałam na swoje potrzeby i byłam zadowolona, postanowiłam sobie, że pierwszy rok poświęcę na zwiedzanie i korzystanie z życia. Pamiętam że przez pierwszy rok mojego pobytu byłam bardzo szczęśliwa. 

Kiedy zaczęły się schody?


Po pewnym czasie zaczęłam czuć się wszystkim przytłoczona. Muszę przyznać, że nie miałam za bardzo na co narzekać, bo miałam trochę szczęścia. Dostałam pracę biurową po roku pobytu, na początku na 5 godzin dziennie, więc nadal starczało mi tylko na życie, nic nie odkładałam. Po kolejnym roku zwiększono mi ilość godzin i ostatnie dwa lata były już bardziej owocne. Pracę lubiłam, była lekka i przyjemna, dodatkowo uczyłam się tam angielskiego, bo rozmawialiśmy na co dzień w tym języku, więc to było na plus. Postawiliśmy sobie z Krzyśkiem cel - rezerwujemy datę ślubu. Teraz wiem, że pomysł był szaleńczy i nieprzemyślany, ale my tak często podejmujemy decyzje :P Zarezerwowaliśmy spontanicznie salę na 170 osób.. Dodatkowo w tym samym czasie mieliśmy budowę, praktycznie od podstaw wykańczaliśmy dom, więc pieniędzy było potrzeba dużo, więc nasze życie przez ostatnie dwa lata polegało na pracy i oszczędzaniu. Już nie było tak kolorowo. 




Co mi się w Anglii nie podobało?


Pomijając fakt naszych wydatków i prywatnych spraw, było wiele rzeczy, które mi się tam po prostu nie podobały:

  • styl życia ludzi - ludzie tam żyją inaczej, mają inną mentalność niż w Polsce. Większość ludzi nie zwraca uwagi na wygląd, makijaż. Ja lubię takie rzeczy (no trudno, jestem typowo dziewczyńska i nic na to nie poradzę :P) lubię w Polsce to, że idąc ulicą widzę fajnie ubranych, schludnych, zadbanych ludzi. Mam ochotę przez to sama bardziej o siebie dbać. Tam wszystko wydawało mi się takie niechlujne, byle jakie. Widok kobiety z wałkami na głowie w metrze czy w piżamie w sklepie nikogo nie dziwi i jest codziennością. 

  • domy - o domy też nikt nie dba, są stare i rozwalające się. Mało kto ma mieszkanie na własność, wszyscy wynajmują stare, brzydkie domy za ogromne pieniądze. Nikt nie remontuje, nie dba o nie, bo to nie są ich własne domy tylko wynajmowane. Idąc londyńskimi ulicami czułam przygnębienie, było szaro, betonowo, brudno. Tylko centrum jest ładne i przyjemnie się tam spacerowało, ale nikt ze średniej klasy w centrum Londynu nie mieszka, więc bywało się tam rzadko. A widok szczura przy kanale wracając z pracy był już po czasie dla mnie normalnością :P

  • konsumpcjonizm - zamiłowanie ludzi do marek, szpanowanie. Nie rozumiałam tego, że ktoś wydaje kupę kasy na markowy zegarek albo torebkę, a mieszka w warunkach godnych pożałowania. Oczywiście nie każdy taki jest, ale zauważyłam, że jest takich osób więcej. W Polsce mamy trochę inne priorytety, co bardzo cenię.

  • wakacje na kredyt - każdy co roku musi pojechać na wakacje niezależnie czy ma na to środki. Wielu Anglików żyje z kredytu na kredyt, kredyt na wakacje jest czymś normalnym. 

  • język - w pracy rozmawiało się po angielsku nawet z pracującą obok mnie Polką ze względu na to, że szefowa była innej narodowości i siedziała cały czas obok nas. Doceniam bardzo fakt, że tak było, bo zmusiło mnie to do nauki, zapamiętałam mnóstwo słów, mój angielski poszedł do góry i z czasem śmiałość w porozumiewaniu się tym językiem również, ale jednak to nie jest to samo co rozmowa w ojczystym języku. Było mi wielokrotnie głupio, bo moje współpracownice spędziły w Anglii po 20 lat i mówiły bardzo dobrze, a ja robiłam błędy, brakowało mi słów, często czegoś nie zrozumiałam, coś przekręciłam. Czułam się zawsze jakby obok, gorsza. Uważam, że najlepiej jest rozmawiać w ojczystym języku, wtedy człowiek czuje się najbardziej swobodnie, może się najlepiej wyrazić. Tego mi bardzo brakowało. 

  • mnogość kultur - otaczali mnie ludzie z Indii, Rumunii, Węgier, Hiszpanii, Bangladeszu i wielu innych krajów. Niektóre kultury są naprawdę inne, mają inne zwyczaje, święta, potrawy. Brakowało mi poczucia jedności jakie ma się w Polsce. Mam tu na myśli np. to że gdy jest Wigilia każdy wie że dziś Wigilia, że zasiądziemy do stołu wieczorem i będziemy jeść 12 potraw. W Anglii gdy ja myślałam o tym, że dziś Wigilia reszta ludzi w moim otoczeniu miała zwykły dzień. Czułam się wrzucona do worka z różnymi ludźmi, z którymi nic mnie nie łączy. Jakbym była puzzlem niepasującym do układanki. 

  • brak rodziny i przyjaciół - mieszkając za granicą, obojętnie gdzie, trzeba się nastawić, że ominą nas uroczystości rodzinne, spotkania. Nie zawsze da się przylecieć na ślub przyjaciółki czy na święta. Spędzanie Sylwestra tylko we dwoje jest fajne do pewnego momentu. Po kilku takich Sylwestrach ma się ochotę na coś innego i kolejny wieczór tylko we dwoje zaczyna smucić. Zwłaszcza gdy ogląda się zdjęcia rodziny w Polsce, która razem świętuje, a my jesteśmy daleko sami. Oczywiście można znaleźć sobie nowych przyjaciół, którzy niejako zastąpią rodzinę. Wielu Polaków w Londynie z mojego otoczenia spędzało święta z innymi Polakami - znajomymi. Dla mnie jednak to nie to samo i jest to dla mnie jakiś ich sposób na zapełnienie pewnej pustki, mimo że do tego się nie przyznają. 



Za co lubię Polskę?


Do Polski wróciłam do własnego domu. Nie muszę się już martwić o to, że zostawię brudny garnek w kuchni na 10 minut i współlokatorom będzie to przeszkadzać. O wiele łatwiej jest w Polsce zamieszkać samemu niż w Londynie, gdzie czynsze są horrendalne. Widać to po tym, że jednak większość emigrantów mieszka tam właśnie "na pokojach". Gdy przychodzą święta wszyscy w moim otoczeniu je znają, nie muszę nikomu tłumaczyć jakie mam tradycje wielkanocne czy że dziś jest Święto Zmarłych. Czuję się przynależna do społeczności, czuję że inni są tacy jak ja, mają takie same obyczaje i jest to na prawdę fajne uczucie. Jadę w niedzielę na obiad do mamy zamiast włóczyć się po galerii handlowej z braku zajęcia. Nawet zakupy w Biedronce są dla mnie przyjemniejsze niż w angielskim Sainsbury's, bo wszyscy wokół mnie mówią w moim języku,  znam większość produktów na półkach i znajdę wszystko co potrzebne mi do gołąbków bez problemu ;) Mogę pójść latem na targ gdzie kupię świeże warzywa, zjeść prawdziwy twarożek, poczuć smak polskich ziemniaków, ogórków, fasolki. To takie błahe rzeczy, a gdy przez kilka lat jest się od nich odciętym naprawdę cieszą. Zauważyłam też, że w Polsce jest jednak więcej słońca, mimo tego co niektórzy mówią, że klimat się zmienił i wychodzi już na to samo. Lato w Polsce było dla mnie piękne i bardzo mi w Anglii brakowało takiego lata. Lubię to, że mogę wyjść na spacer do lasu, a nie do parku pełnego ludzi. To że po drodze spotkam sąsiadkę i z nią porozmawiam o tym, co gotuje dziś na obiad. W Anglii nie wie się nawet jak ma sąsiad na imię. Mogłabym tak długo wymieniać. 


Czy żałuję wyjazdu?


W żadnym wypadku nie. Cieszę się, że przeżyłam taką przygodę. Na pewno mnie to ukształtowało, pokazało mi jakie mam priorytety, do czego chcę w życiu dążyć, że chcę mieć swój mały kąt, ale swój, bez obcych ludzi. Poznałam wartość obecności rodziny i przyjaciół w życiu. Zobaczyłam że pieniądze to nie wszystko, są ważne, ale to tylko dodatek. Gdy brakuje innych rzeczy, one same nie dadzą szczęścia. Lepiej mieć mniej, ale mieć w życiu pewien balans. 





Uważam, że wyjazd za granicę to super sprawa na rok, dwa żeby odłożyć trochę, pozwiedzać, nauczyć się języka i docenić swój kraj. Nic tak nie uczy pokory jak emigracja. 





To pewnie kwestia charakteru, są ludzie którzy świetnie odnajdują się na emigracji, cieszą ich te markowe ciuchy dostępne tak łatwo, lubią te weekendy spędzane w galeriach handlowych  i kawiarniach, czekają na coroczne wakacje na kolejnej gorącej wyspie. Jednak to nie dla mnie na dłuższą metę i jestem wdzięczna, że mogłam już zakończyć etap Londynu. Teraz na nowo odkrywam i doceniam mieszkanie w Polsce ;)  


A jakie są wasze doświadczenia z wyjazdami za granicę? A może ktoś mieszka na stałe poza Polską i jest zadowolony? Dajcie znać w komentarzach, wszystkie czytam i cieszę się, gdy dzielicie się swoim zdaniem ;) 

Zapraszam też na mój Instagram terazszczescie, gdzie jestem codziennie :) 

Pozdrawiam!  

41 komentarzy:

  1. Też myślę, że wyjazd na jakiś czas może być fajny, ale ja nie dałabym rady wyjechać na dłużej. Też nie chciałabym mieszkać za granicą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Londynie nie chciałabym mieszkać, ale generalnie na stałę nie planuję mieszkać w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam wyjeżdżać za granicę, ale na wakacje. Wiem, że w innym miejscu niż w Polsce bym się raczej nie odnalazła. Co do konsumpcjonizmu to masz stuprocentową rację. Podczas mojego pobytu w Londynie na wycieczce szkolnej nocowaliśmy grupkami u różnych rodzin i też to zauważyłam - niechlujnie wyglądające domy, bałagan nawet w środku, nikt nic nie sprzątał, ale każdy miał np. najnowszego iphona. Według mnie to trochę przykry fakt i również się cieszę, że w Polsce wygląda to inaczej.

    Pozdrawiam!

    zofia-adam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie najgorsza byłaby ta rozłąka z rodziną i przyjaciołmi. W styczniu byłam w Londynie i faktycznie rzuca się w oczy ta mnogość kultur oraz że ludzie chodzą po ulicy w piżamach albo ciuchach, których ja nie założyłabym nawet do sprzątania :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to nawet nie chciałabym mieszkać w innym miejscu niż teraz mówiąc o Polsce, a co dopiero zagranicy :) Bardzo fajny post, super mi się go czytało - zawsze to można dowiedzieć się czegoś nowego, jako, że sama nie byłam nigdy w Londynie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja zastanawiam się z mężem nad wyjazdem za granicę, ale jak tak zawsze o tym rozmawiamy i myślimi jakoś nam tak źle zostawić wszystkich w Polsce. Zawsze w weekendy się spotykamy... I wiemy, że bardzo by nam tego brakowało. Więc myślę, że chyba raczej się nie zdecydujemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To duże poświęcenie. My właśnie na te kilka lat praktycznie zrezygnowaliśmy z życia towarzyskiego poświęcając się pracy i było to ciężkie. Jeśli sytuacja was nie zmusza to ja bym na waszym miejscu została :)

      Usuń
  7. Nie mieszkałam nigdy za granicą ale mimo to wiem, że najlepiej jest mi w Polsce i nie chciałabym mieszkać w innym kraju z innymi zwyczajami tam panującymi:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tu też się czuję trochę sama, ale chociaż z sąsiadką sobie pogadamy. Człowiek musi mieć do kogoś się odezwać, dzielić swoje radości czy nawet smutki. Jeszcze nie byłam w Anglii, ale na pewno też bym się tam dobrze nie czuła na dłuższą metę. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie potrafiła bym na stałe wyjechać z Polski.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak byłam młoda, wyjechałam do pracy do Włoch. Wtedy się opłacało. Połowa lat 90', w Polsce bezrobocie. Traktowałam ten wyjazd jako przygodę, byłam otwarta. Nie zakładałam z góry, że wrócę, albo zostanę. Finalnie spędziłam pół roku pracując dosyć ciężko, ale też zwiedzając i poznając kraj, ludzi i dobrze się bawiąc. I szybko do mnie dotarło, że jestem nie u siebie, to nie są moi ludzi, że kocham swoją niedoskonałą ojczyznę. Uwielbiam podróże do różnych miejsc, krajów, ale wiem od dawna, gdzie jest moje miejsce na stałe. Tym bardziej cierpię, patrząc co teraz robią z moim krajem obecni rządzący 😢🙁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, to też ważna rzecz w emigracji, że nagle zaczyna się dostrzegać plusy swojego kraju, bo widzi się że gdzie indziej wcale nie jest tak kolorowo, a u nas nawet jest lepiej pod pewnymi względami. Mieszkając tylko w Polsce często wydaje się nam, że wszędzie indziej jest cudownie tylko nie u nas, a to nie prawda.

      Usuń
  11. Nigdy nie byłam za granicą na długi czas i przyznam, że ciężko mi to sobie wyobrazić. Chyba jestem za bardzo zżyta z domem i rodziną, i miałabym wielkie problemy żeby się odnaleźć w takiej rzeczywistości. Gdyby był przymus spowodowany sytuacją to nie byłoby wyjścia, ale skoro nie muszę to nie zrobię takiego kroku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zawsze się tęskni za tym czego się nie ma. Moja siostra mieszka za granicą i mówi mi to samo, że nie zna sąsiada. Każdy żyje Wyobcowany. Ale dostęp do drugich ubrań jest na wyciągnięcie ręki. A wynajem bywa czasami dość ryzykowny. Trzeba płacić dużo pieniędzy za zimne mieszkanie. Niektórzy żyją tak całe życie i jest im dobrze. Z kolei żyjąc tylko w Polsce nierzadko małżeństwo nigdy nie ma szans aby mieć swój własny dom. A życie z treściami bywa piekłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest. Dlatego fajną opcją jest wyjazd na kilka lat, zaciśnięcie tam pasa i powrót. Takie jest moje zdanie ;)

      Usuń
  13. Chętnie bym pomieszkała za granicą, ale tylko przez jakiś czas. Nie wyobrażam sobie wyprowadzki na stałe. Natomiast kilka miesięcy, rok czy nawet dwa byłby ciekawym doświadczeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mieszkałam w Anglii kilka miesięcy, ale na dłuższą metę nie mogłabym zostać... Najgorszy był brak rodziny i przyjaciół, ale ostatecznie fajnie wspominam ten czas :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nigdy nie mieszkałam za granicą i szczerze nigdy o tym nie marzyłam. Ciężko bywa w Polsce, zwłaszcza teraz, ale tu jest moje miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Każdy kogo znam i mieszkał lub mieszka w Anglii wymienia to samo co mu się nie podobało . Nawet takie wypowiedzi rodowitego Anglika . Wiec nie tylko Polscy tak odbierają ten kraj ale nawet rodowici obywatele .

    OdpowiedzUsuń
  17. Akurat mieszkam w miejscu, które opisujesz. Trudno się nie zgodzić z wieloma poruszonymi tu kwestiami. Jednak życie niekiedy tak się układa, że trzeba zostać na dłużej, a może i na stałe, choć się tego nie planowało 🙂.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przy okazji, życzę szczęścia w ojczyźnie (będę wpadał w miarę możliwości, żeby sprawdzić, jak się sprawy mają – i chętnie zaobserwuję bloga 😉).

      Usuń
    2. Oczywiście, że czasem tak się życie poukłada, że trzeba zostać na obczyźnie. Wierzę, że szczęście można odnaleźć wszędzie i mam nadzieję że tobie się udaje :) Pozdrawiam!

      Usuń
  18. Na pewno mieszkanie w Londynie było dla Ciebie dużą przygodą.
    Ja nie zdecydowałabym się na przeprowadzkę do innego kraju, ponieważ mimo wszystko doceniam Polskę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Z wielkąu uwagą i przyjemnością przeczytałam Twoje wspomnienia o kilkuletnim pobycie w Londynie. Cieszę się ze dużo Ci ten wyjazd dał ale też cieszę się że do Polski wróciłaś.
    Ja kiedyś dużo podróżowała, ale były to wyjazdy kilkunastodniowe służbowe albo prywatne. Najdłużej byłam w Buenos Aires bo aż miesiąc.
    Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. ..wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej ! :) trzymam za Ciebie kciuki :)
    * warto doświadczać życia.

    OdpowiedzUsuń
  21. Podziwiam Cię, że tak długo wytrzymałaś. Ja nie byłam nigdy w Anglii, nawet na wakacjach. Zupełnie nie ciągnie mnie za granicę. Wakacje spędzamy najczęściej w Polsce, bo przecież tu jest tyle pięknych miejsc do zwiedzenia. Jestem bardzo zżyta z rodziną i nie wyobrażam sobie nie widzieć ich dłużej niż tydzień albo dwa, nawet teraz w czasie pandemii jest bardzo ciężko :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dla mnie chyba tęsknota za rodziną by mi nie dawała żyć :(
    Buziaki:*
    Zapraszam na ostatni post -> WWW.KARYN.PL

    OdpowiedzUsuń
  23. ale powiem CI, że 3,5 roku w Anglii to jest kawał czasu! niesamowite! ja mieszkalam 2 miesiac ei mialam dosc.. powaznie ;D ale i tak podziwiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Kurcze jak ja tęsknie za wioisną czy latem za ciepłymi dniami.
    Też zostaję u ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Wydaje mi się, że z przyjemnością czytam historie porównawcze z czasów, gdy mieszkałeś w Anglii i Polsce. To dodaje mi wiedzy.
    Pozdrowienia z Indonezji.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja już 6 rok w Niemczech, ale za 5 lat planujemy powrót :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie byłam nigdzie za granicą dłużej niż tydzień - Niemcy, Ukraina, Francja, jednak te wszystkie mini wyjazdy uświadomiły mi, że najlepiej, najswobodniej czuję się w Polsce. Kto wie, może życie spłata figla i za x lat coś pociągnie mnie na drugi koniec świata. Na tę chwilę mimo wszystko, swoją najbliższą przyszłość widzę w Polsce.

    Ściskam mocno, pozdrawiam z Lubelszczyzny,
    Melka blogerka

    OdpowiedzUsuń
  28. no wlasnie zanim samemu sie czlowiek nie przekona to nie wie

    OdpowiedzUsuń
  29. Też nie wyobrażam sobie życia za granicą na dłuższą metę ;)
    dusiiiak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  30. Najważniejsze, żebyś czuła się dobrze ze swoją decyzją! :)
    Buziaki, mój blog ♥

    OdpowiedzUsuń
  31. Super, że o tym piszesz.
    Ja nie wyobrażam sobie "na dłuższą metę" życia z dala od rodziny i znajomych... Obyś teraz tutaj w Polsce odnalazła to co naprawdę kochasz! Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Wspaniałe przemyślenia o tęsknocie za ojczyzną na obczyźnie.
    Ja nie wiem czy potrafiłabym wyjechać na stałe za granicę. Co innego wycieczka a co innego zamieszkać.
    Kocham Polskę i tylko tutaj potrafię być szczęśliwa :)

    PS. Śliczne włosy masz :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Czyli w Twoim przypadku sprawdziło się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej :)
    Ja ponad dwa lata mieszkałam w Moskwie. Bardzo dobrze wspominam ten czas, ale wiedziałam z góry, że to będą dwa-trzy lata i powrót do kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Od 5 lat mieszkam w Anglii i z roku na rok coraz bardziej się przyzwyczaiłam i lepiej się tu czuje. Prawda jednak jest taka, że tęsknię za Polską i już nie mogę doczekać się powrotu. Boję się jednak jak to będzie bo nie ukrywam, że w UK życie jest łatwiejsze moim zdaniem . Ale doskonale rozumiem to wszytsko o czym piszesz . Dużo szczęścia w Polsce ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Uważam że ten post powinny przeczytać przede wszystkim młode osoby. Wśród nich gloryfikuje się życie na tz. ,,Zachodzie,,
    Chodź sama nie emigrowałam, to żyłam w rodzinie rozerwanej właśnie przez wyjazdy.
    Ba! Mój mąż dzień po ślubie wyjechał za ocean;)
    Patrząc przez pryzmat własnych doświadczeń jeszcze bardziej doceniam to co mam tu na miejscu.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  36. Ciekawe refleksje, nigdy nie byłam w Anglii, ale bardzo dużo moich znajomych tam wyjechało i zostało. Mój kraj denerwuje mnie w wielu kwestiach, ale jednak kocham Polskę i cieszę się, że tu mieszkam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za wszystkie komentarze i obserwacje.
To dla mnie motywacja do dalszej pracy i rozwoju.
Odwiedzam wszystkie blogi, które zostawiły swój ślad.